Autorski niecodziennik muzyczny
Członki odrętwiałe

Członki odrętwiałe

Bardzo żałuję, że odkryłam tę płytę dopiero pod koniec 2017 roku. Co prawda, została ona wydana we wrześniu, więc w jakiś zatrważający sposób nie spóźniłam się z ochami i achami, jakie za każdym razem przewijają się po przesłuchaniu Pantheon of Me.

A sama Spellling? Co za dziewczyna! Określa siebie i muzykę na swoim debiutanckim albumie jako Freak Faith Folk. A co to oznacza w odsłuchowej autopsji? O tym w następnych paragrafach.

Wiśniowa maź, jaka sączy się przez niecałe 40 minut tego albumu, to rozkosz na granicy ambitnego folkowego popu, elektroniki, transu, soulu a czasami nawet post punku. Tia Cabral (bo tak naprawdę nazywa się Spellling) na Pantheon of Me dosłownie wtłoczyła po trosze z każdego wymienionego gatunku, i owinęła dźwięki w magiczny i kobiecy całun.

Bardzo trudno jest postawić granicę pomiędzy romantycznością a tajemniczością na tym albumie. Tia wraz ze swoim, anielskim głosem przenosi słuchacza w najbardziej romantyczne rejestry wydawnictwa, a lekkie pobrzękiwania gitar wraz z niesamowitymi dźwiękami syntezatorów dolewają goryczy tajemniczości, która spina wszystko swoją, magiczną klamrą. Jeżeli pokusiłabym się o opisanie tej płyty jednym słowem, użyłabym określenia błoga. Kiedy po raz pierwszy słuchałam Pantheon of Me wszystkie członki mojego ciała zdrętwiały z przyjemności i uleciały gdzieś w przestworza.

Drugą sprawą, która wprawiła mnie w nie lada zdumienie, było wyznanie amerykańskiej artystki, zamieszcone niedawno na jej Instagramie, gdzie wyznaje że dwa lata temu nawet nie posiadała żadnego instrumentu, ani tym bardziej nie potrafiła na żadnym z nich grać. Można powiedzieć, że prywatnie, doszczętnie zainspirowała i zmotywowała mnie w swoich artystycznych bojach. Myślę, że pewnych rozwiązań zastosowanych na tym albumie, nie powstydziłby się sam Trent Reznor, którego muzyki słucham w momencie pisania tej recenzji. Utworami pochodącymi z Pantheon of Me, które wymagają podobnego wyszczególnienia są: Choke Cherry Horse, Nine of Nights (jakoś mimowolnie przypomina Hollow Hills Bauhausu) Bolt From the Blue, i najpiękniejszy na całym albumie Black Wax.

Płyta ta pozostaje magiczną w związku ze swoją prostotą – potrafi spowolnić i zatrzymać cały pędzący świat banalnymi motywami. Prostota, błogość i niepokojące mroki tworzą kanwę Freak Faith Folk.

Może będzie to krzywdzące dla innych muzyków i ich dokonań, ale Pantheon of Me w tak krótkim czasie stała się moją ulubioną płytą roku 2017. Mam nadzieję, że ten debiut Spellling w przyszłości przerodzi się w nie mniej mrocznie czy błogie muzyczne mazie, które rozwiną się instrumentalnie i długościowo. Na dzień dzisiejszy otulam się muzyką pierwszej płyty, która odpędza wszystkie demony miesiąca stycznia.

W.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Previous post Chaos uporządkowany
Next post Gładko i psychodelicznie

Ostatnie posty

Archiwum

Ostatnia playlista

Nie jestem tam, ani tym bardziej tutaj. Ciężko własne myśli pozbierać w spójną całość, co dopiero pisać. Dla tych, którzy z jakiegoś powodu mają podobnie, a z zimy wybudzają się nader powolnie, ale także dla tych, których w oczekiwaniu na letnie festiwale rozpiera wewnętrzna energia, ułożyłam playlistę żeby po prostu żyło się lepiej. Na zdrowie!